W zdrowym ciele, zdrowy duch. Każdy zna ten już jakby wytarty slogan,
jednak ponadczasowy, aktualny. W moim życiu i ośmielę się powiedzieć w
życiu moich najbliższych, bieganie zmieniło wiele na lepsze. Będzie
czas, by się o tym z Wami niedługo podzielić już z perspektywy pięciu
lat biegania.
Tymczasem coś, wygrzebane z archiwów Gazety Nowomiejskiej - dziennika mojej rodzinnej miejscowości, kiedy to pierwszy raz zmierzyłam się ze sobą na trasie Poznańskiego Maratonu.
Mój Pierwszy Maraton Poznański - Meta |
_______________
Nowomieszczanka
w 9 Maratonie Poznańskim!
W 9 Maratonie Poznańskim
brała udział Beata Wdowczyk, rodowita mieszkanka Nowego Miasta nad Wartą.
Obecnie mieszka w Londynie. Do maratonu przygotowywała się przez 3 miesiące.
Wystartowała (nr startowy 529), przebiegła dystans maratonu i dobiegła do mety,
czyli ukończyła maraton i zmieściła się w czasie, tj.w 6 h. Może będzie to
zachętą i mobilizacją dla innych, by biegać.
A oto relacje naszej biegaczki.
Bardzo chętnie podzielę się z Wami moim Pierwszym Maratonem...
Skończyłam! Zmieściłam się w czasie: 5 h 55 min. 48s. Opiszę więc jak to jest być częścią wielkiego, sportowego wydarzenia… Postanowiłam
zafundować sobie coś extra na moje 35 urodziny... i wtedy natknęłam się na artykuł
kogoś, kto ukończył swój pierwszy maraton. Wzruszyła mnie bardzo ta opowieść, zaimponowała
postawa, zechciałam również. I oto jak znalazł - plany treningowe Wojtka Staszewskiego – redaktora Gazety
Wyborczej i pasjonata biegania cudownie ukazały się na tej stronie.
Akcja Gazety Wyborczej „Polska
Biega … nawet Maraton” zaproponowała 3 - miesięczny trening przygotowujący 8 śmiałków
- amatorów do stawienia czoła Poznańskiemu Maratonowi. Dołączyłam nieoficjalnie
do tej grupy, podglądałam treningi… Pozostało więc podporządkować się i ćwiczyć...
Robiłam co mogłam, choć nie zawsze wszystko szło zgodnie z planem. W końcu nadszedł dzień, kiedy wsiadłam w samolot i
poszybowałam z Londynu (gdzie aktualnie mieszkam) do ukochanego Poznania, by stawić
czoła nieznanemu jak dotąd wyzwaniu. Kiedy zbliżaliśmy się do Poznania, ogarnęło
mnie przerażenie: jak ja zdołam to przebiec, przecież to kilometry, kilometry, kilometry...
Powinnam dać radę...
W sobotę strach mnie sparaliżował, kiedy korzystając
z wzoru, który podał Wojtek, wyliczyłam, że czas, który powinnam osiągnąć w maratonie
powinien być około 5 h 47 min + parę minut. Mogę nie zdążyć!!! - pomyślałam. Mogę nie zmieścić się w tych ramkach!!!
W dodatku wcześniej, wszystkie te kilometry, które według mnie logicznie sobie rozpisałam,
mieściły się w 5 h 16 min... W nocy z soboty na niedzielę miałam klasyczny sen:
spóźniłam się na maraton … brrrrrrr...Rankiem na Malcie spotkałam Wojtka Staszewskiego z
ekipą Gazety Wyborczej i widziałam na
żywo 8 Wielkich i Wspaniałych(jak się dobrze przyjżycie zdjęciom, znajdziecie i mnie ;), a kiedy Wojtek życzył mi złamania mojego planowanego
czasu 5 h 16 min., czym prędzej czmychnęłam na start. Nerwy, ekscytacja,
wszystko razem się pomieszało...
...No i zaczęło się. Start, wszyscy biegną, ja
też, ale w między czasie walczyłam ze stoperem, którego z nerwów nie umiałam włączyć,
skasowałam czas i na zegarku miałam same zera… Potem jakoś doszłam do ładu i
swoim wolnym krokiem wykonywałam plan. 20 km przebiegałam w 2 h 40 (chyba), potem w
drugiej połowie trochę pogubiłam się z czasem. Rozgadywałam się z ludźmi dookoła,
ale co to za ludzie!!! Maratończycy!!! I tak gadu, gadu, a tu za nami samochód kończący
maraton! Kolega, z którym akurat biegłam, stwierdził: „ale siara!!! jesteśmy na
końcu!!!”. Ale według moich obliczeń było ok, powinnam dobiec na czas… Na około
25 kilometrze
spotkałam pana Bogdana (na zdjęciu - pozwolił mi zafiniszować na ostatnich metrach ;), który biegł już swój 6 maraton, i tak wolnym krokiem walczyliśmy
z kolejnymi kilometrami. Nie było łatwo, ale udało się!
Niesamowita radość, ogromna satysfakcja, uśmiech od
ucha do ucha i wielkie szczęście towarzyszyły mi, kiedy przekroczyłam linię
mety! Jak widać nie ma w życiu rzeczy niemożliwych. Wszystkich Was zachęcam! Spróbujcie!
Następny Poznański Maraton za rok. Do zobaczenia więc na starcie ;).
P.S. Maraton ten dedykuję moim Rodzicom, Karolinie, Tomkowi i Przyjaciołom,
a podziękowania składam Panu Zbigniewowi Hałasowi, którego to lekcje nie poszły
w zapomnienie...
_______________
Nie był to łatwy bieg. Zbyt dużo kilogramów wtedy niosłam i sporo
ciężarów w sercu. Dziś jest dużo lżej ;). Kilogramów mniej, a to,
co kiedyś ciążyło, teraz jest plastrem miodu. Werset z pewnej Starej
Księgi: ''Zamienię skargę twoją w taniec'', stał się dla mnie
rzeczywistością. Bieganie w tych przemianach odegrało dużą rolę.
Posłuchajcie na zachętę zarażonych już na dobre biegaczy - ''Bieganie zmienia'', spod bloga 'mojego wirtualnego trenera' Wojtka Staszewskiego.
Biegać? Nie biegać? Biegać!
Hej Beata. Zaczynałem podobnie, na tym samym maratonie, razem z moją córką zaliczyliśmy debiut, trenując według planu Wojtka. Tak, wiele się od tego czasu zmieniło, na lepsze :) Pozdrawiam, fajka :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Fajka :)
OdpowiedzUsuńDużo zmieniło się na lepsze, tak!!
A teraz wszystkiego co Najlepsze dla Wojtka!!
Tak dla Wojtka i Jaśka - od Wojtka do Beaty a w końcu ja - też pobiegłam swój pierwszy maraton w 2011r. i truchtam dalej :) na lepsze. Dzięki Sis.
OdpowiedzUsuńKiedyś ja Cię zachęcałam, teraz Ty mi się odwzajemniłaś ;) Dzięki również!
UsuńBeata, a ja od niedawna zacząłem robić własne sałatki warzywne Nawracam się :) Wczoraj: czerwona fasola, kukurydza, ogórek kwaszony, zielona papryka, pomidor, czosnek konserwowy. W odwodzie czekają oliwki i cieciorka. Przyprawy na razie na ślepo, uczę się smaków i przestawiam swój mikrobiom :)
OdpowiedzUsuńJohnson
Taki zaszczyt, żeby Profesor tutaj... ;)
UsuńCieszę się niezmiernie na Twoje 'Nawrócenie' !!! Tak wiele można zmienić w swoim ciele jedzeniem ;) No i można się lat pozbyć :), odmłodzić, nowych sił nabrać... :) Jak już więcej 'dyplomów' zdobędę, to się 'pomądruję' wśród biegaczy.
Pozdrawiam ciepło i bardzo miło wspominam zeszłoroczne przedmaratońskie spotkanie w Poznaniu. Może i w tym roku się uda?
Ja się ponownie 'nawracam' na bieganie, były gdzieś tam przerwy, chęci nie pokrywały się z wykonaniem. Nic to, każdego ranka jest nowy dzień ;)
Właśnie wróciłam z wieczornej dyszki.
no, a ja wypróbowałam dziś olej kokosowy, faktycznie świetny wewnętrznie i zewnętrznie ;-) dzięki za inspiracje! kupiłam też naszej wspólnej młodej znajomej migdały, pestki dyni też już prawie wchodzą ;-), młoda znajoma lubi olej kokosowy....
UsuńA
Cieszy mnie to niezmiernie!!! Życzę powodzenia i czekam na wieści jak olej kokosowy będzie działał ;)
UsuńRzucę hasło do spotkania przed 14MP na blogu Wojtka, najlepiej na targach koło biura zawodów w sobotę wieczorem, może się zobaczymy :)
OdpowiedzUsuńTak, hasło na spotkanie na blogu Wojtka!! Do zobaczenia zatem!!
Usuń