Sobotni poranek rozpoczęłam długim wybieganiem w słonecznym Hyde Parku, lipy pachniały tak jak w rodzinnym Nowym Mieście - nostalgia. Wróciłam do domu już goniona przelotnym deszczem - tak zwanym tutaj prysznicem. Włączyłam Polskie Radio Londyn (PRL!!) i już prawie jak w Polsce ;).
Wybierałam się w odwiedziny do znajomej, która unieruchomiona zapaleniem mięśnia wyczekiwała gości. Meandrując w deszczu pomiędzy 'robotami drogowymi', ulicznymi snuciarzami - 'Hi baby', w rytmie brazylijskich rytmów wybijanych przez niecierpliwych kibiców już od wczesnego przedpołudnia, uff, wpadłam do Polskiego Sklepu (!).
Z towarzyszącą mi koleżanką zastanawiłyśmy się czym to pocieszyć naszą chorą przyjaciółkę. A na półkach Polska: pączki, drożdżówki, pierogi, kisiele, budynie (jak u dawnych nowomiejskich 'Alinek'). Szał. Zachwycałyśmy się się sernikiem brzoskwiniowym, gdy mój wzrok padł na dwa nieduże... worki ogórków i ułożone obok wiązanki kopru, chrzanu i czosnku.
- Przepraszam panią, czy to z Polski???!!!
- Tak dopiero co przyjechały, prosto przez kanał!!! Najlepsze na małosolne.
- Ma pani ich więcej?
- Nieee, to tak na próbę, bo nie było wiadomo jak podróż zniosą.
- Kupić, nie kupić?
- Pani, rozejdą się szybko...
Bez słów rzuciłyśmy się na ogórki, dwa kilogramy dla mnie, następne dwa kilogramy wzięła koleżanka i dwa kilogramy dla choruszki - niech poczuje Polskę!!!
- Patrz a tu jeszcze czereśnie?
- Czy te czereśnie też z Polski?
- Nooo, co za smak...
- Bierzemy, a co!!!
Tak więc w sobotnie południe, gdzie Londyn szykował się na 'Gorączkę sobotniej nocy', dwie uśmiechnięte Polki maszerowały z siatami ogórków, chrzanem i koprem, w deszczu, ciesząc się, że wieczorem zabiorą się do kiszenia!!!! A chora koleżanka zamiast kwiatków dwa kilogramy ogórków dostała, i czereśnie!!!
Pewien ktoś, po usłyszeniu tej krótkiej historyjki, tak ją podsumował: 'Kiedyś obciach, dzisiaj lans'.
Obciach czy lans, małosolne mam. Nie wytrzymałam i zjadłam już dwa na śniadanko. Pycha!!! Przepis znacie z pewnością ;).
Wybierałam się w odwiedziny do znajomej, która unieruchomiona zapaleniem mięśnia wyczekiwała gości. Meandrując w deszczu pomiędzy 'robotami drogowymi', ulicznymi snuciarzami - 'Hi baby', w rytmie brazylijskich rytmów wybijanych przez niecierpliwych kibiców już od wczesnego przedpołudnia, uff, wpadłam do Polskiego Sklepu (!).
Z towarzyszącą mi koleżanką zastanawiłyśmy się czym to pocieszyć naszą chorą przyjaciółkę. A na półkach Polska: pączki, drożdżówki, pierogi, kisiele, budynie (jak u dawnych nowomiejskich 'Alinek'). Szał. Zachwycałyśmy się się sernikiem brzoskwiniowym, gdy mój wzrok padł na dwa nieduże... worki ogórków i ułożone obok wiązanki kopru, chrzanu i czosnku.
- Przepraszam panią, czy to z Polski???!!!
- Tak dopiero co przyjechały, prosto przez kanał!!! Najlepsze na małosolne.
- Ma pani ich więcej?
- Nieee, to tak na próbę, bo nie było wiadomo jak podróż zniosą.
- Kupić, nie kupić?
- Pani, rozejdą się szybko...
Bez słów rzuciłyśmy się na ogórki, dwa kilogramy dla mnie, następne dwa kilogramy wzięła koleżanka i dwa kilogramy dla choruszki - niech poczuje Polskę!!!
- Patrz a tu jeszcze czereśnie?
- Czy te czereśnie też z Polski?
- Nooo, co za smak...
- Bierzemy, a co!!!
Tak więc w sobotnie południe, gdzie Londyn szykował się na 'Gorączkę sobotniej nocy', dwie uśmiechnięte Polki maszerowały z siatami ogórków, chrzanem i koprem, w deszczu, ciesząc się, że wieczorem zabiorą się do kiszenia!!!! A chora koleżanka zamiast kwiatków dwa kilogramy ogórków dostała, i czereśnie!!!
Pewien ktoś, po usłyszeniu tej krótkiej historyjki, tak ją podsumował: 'Kiedyś obciach, dzisiaj lans'.
Obciach czy lans, małosolne mam. Nie wytrzymałam i zjadłam już dwa na śniadanko. Pycha!!! Przepis znacie z pewnością ;).
Wyglądają zupełnie jak nasze :-) Właśnie się zajadamy!!! Uściski - J.
OdpowiedzUsuń